Ahoj všetci! Dzisiaj nadaję ze Słowacji 🙂 To jest jeden z nielicznych (aż czterech) mych wyjazdów zimowych, i drugi w chorobie. Tym razem dzieci postanowiły, że “pocierpię” razem z nimi. Na szczęście ja mam lepszą strategię leczenia (grzańce, bimberki, nalewki) a te dwie siksy utknęły z syropkami, niekoniecznie smacznymi 🙂 Ale pomijając ten drobny szczegół, staram się korzystać z aury za oknem. Pamiętacie klimat moich pierniczków? Teraz jest jeszcze lepiej. Dookoła biało, z okna sypialni widać konie na wzgórzu. Na spacerze cisza i spokój, lekki mróz szczypie w policzki. Jako, że psy tu szczekają tylną częścią ciała, nie tylko Gnom może poszaleć na sankach, ale i starzy próbują wepchnąć swoje tyłki w drewniany środek lokomocji i z dzikim piskiem zjechać sobie z okolicznych górek 🙂 A po takich ekscesach można sobie klapnąć na mięciutkiej kanapie obok “napalonej kozy”, z kubkiem gorącej herbaty i leniwie wgryzać się w smakowity piernik 🙂
Składniki:
- 450 g mąki pszennej
- 3 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka sody
- 3 łyżeczki mielonego imbiru
- 175 g masła
- 175 g cukru trzcinowego Demerara
- 175 g melasy
- 175 g miodu
- 1 jajko, roztrzepane
- 300 ml mleka
Przygotowanie:
Suche składniki przesiewamy do miski. Masło, cukier, melasę i miód umieszczamy w garnku i podgrzewamy na średnim ogniu. Miksturę mieszamy do momentu, aż cukier się rozpuści. Odstawiamy do ostygnięcia (ja garnek wstawiłam do zlewu z zimną wodą i nadal cały czas mieszałam) a następnie dodajemy (zmieszane wcześniej) mleko z jajkiem i wszystko dokładnie mieszamy. Teraz płynne składniki przelewamy do suchych i łączymy je albo drewnianą łyżką, albo używamy miksera (z końcówką do mieszania ciasta) na wolnych obrotach. Gładką masę przelewamy do formy (najlepiej kwadratowej o wymiarach 23 cm) i pieczemy w piekarniku nagrzanym do 160°C przez 90 min lub do tzw. suchego patyczka. Po wyjęciu z piekarnika studzimy piernik w blaszce.
Oryginalny przepis pochodzi z książki “Great British Cooking”.