Gruzja! czyli fotorelacja z warsztatów kulinarnych

Gruzja! czyli fotorelacja z warsztatów kulinarnych

Minęły już dwa tygodnie, ale nie sposób nie wracać wciąż myślami do tamtego wydarzenia. I kiedy tak stoję w kuchni nad patelnią ze skwierczącym kurczakiem i wdycham zapach czosnku i kolendry, klatka po klatce przypomina mi się gwar, uśmiechy i wszystkie smaki. Ale może zacznę od początku…

Niedzielny poranek rozpoczęłam otwierając jedno oko, czując jeszcze lekkie zmęczenie po popołudniowo-wieczornym gotowaniu dnia poprzedniego. Leniwie zaczęłam otwierać drugie oko, intensywnie myśląc już o pierwszym łyku “kawy”, kiedy mój telefon zaczął domagać się uwagi. Co się ukazało moim oczom? Info o warsztatach kulinarnych, ale nie byle jakich bo dla blogerów 🙂 I w tym właśnie momencie pierwszy raz pomyślałam o sobie “blogerka”. Wyskoczyłam szybko z łóżka i uderzyłam do Kawy, robiąc przy tym najbardziej słodko-uwodzicielską minę i z przejęciem zaczęłam go uświadamiać, że kolejne popołudnie i wieczór spędzi sam w towarzystwie naszych przekochanych dzieci 😉 Zostało jeszcze skontaktować się z organizatorem, co czyniłam z wielkimi obawami, bo warsztaty miały się odbyć następnego dnia. Okazało się jednak, żem “w czepku urodzona”, zwolniło się jedno miejsce. Teraz już tylko trzeba było wytrzymać to nieznośne oczekiwanie 🙂

Na szczęście poniedziałek zleciał ekspresowo, i nie wiadomo jak to się stało a ja już siedziałam w samochodzie i zmierzałam w kierunku Magazynu Wina. Od warsztatów dzieliło mnie jeszcze tylko jedno wyzwanie czyli parkowanie. Udało się “wcisnąć” kopertą, co prawda na dziesięć razy, ale to tylko taki drobny szczegół 😉 Niestety z tego całego podekscytowania zapomniałam wziąć aparatu. Została mi tylko komórka, co mam nadzieję mi wybaczycie 🙂

Ok, warto by było przejść do konkretów 😉 Warsztaty zorganizowane zostały przez vinisfera.pl w klimatycznym Magazynie Wina i  skupiały się na:

A wszystko zaczęło się od…

GRUZJA! CZYLI FOTORELACJA Z WARSZTATÓW KULINARNYCH

Barana 🙂 A właściwie rzecz ujmując baranka. Bo żeby mięso z grilla było miękkie, najlepiej wybierać to z młodych sztuk, które swój okres dojrzewania mają jeszcze przed sobą 😉

GRUZJA! CZYLI FOTORELACJA Z WARSZTATÓW KULINARNYCH

Ok. Mamy już wybrane combry z młodego barana. I co dalej? Zabieramy się za marynowanie mięsa. Żadna wielka filozofia, aczkolwiek kryje w sobie pewien nietypowy składnik. Najpierw obficie solimy i pieprzymy mięso, a później obkładamy go pokrojoną w półplasterki i zmiażdżoną cebulą. Do tego dokładamy nasz sekretny składnik, czyli obrane i pokrojone na mniejsze kawałki… kiwi. Macie teraz pewnie nieco zdziwione miny, ale już spieszę z wyjaśnieniami. Kiwi ma właściwości zmiękczające włókna mięsa i podczas marynowania nie pozostawia po sobie żadnego smaku. Teraz już tylko pozostaje solidnie wetrzeć w mięso soki z cebuli oraz kiwi i pozwolić mu odpocząć.

GRUZJA! CZYLI FOTORELACJA Z WARSZTATÓW KULINARNYCH

Kolejnym punktem na naszej grillowej liście była karkówka. Mięso to budzi trochę kontrowersji, ale nasz guru grillowania przypomniał, że jest doskonałym mięsem do pieczenia na ogniu. A im większy i bardziej tłusty kawałek tym lepszy :). Dzięki dużej zawartości tłuszczu mięso jest po prostu miękkie i bardzo soczyste. A o to właśnie w tym chodzi, prawda? Karkówka pokrojona została na grube 3-4 centymetrowe plastry, a każdy z nich na 3 mniejsze kawałki. Należy pamiętać przy tym, żeby w miarę możliwości każdy kawałek miał tyle samo tłuszczu. Teraz postępujemy podobnie jak w przypadku baraniny, czyli porządnie solimy oraz pieprzymy, a następnie nacieramy mięso pokrojoną i zmiażdżoną cebulą. I pamiętajcie, żeby przyłożyć się do “masażu”, który będzie gwarantem mięciutkich kąsków 😉 Gdy mięso jest już zamarynowane, co następuje mniej więcej po pół godzinie, nabijamy je na metalowe szpady, prostopadle w stosunku do włókien.

GRUZJA! CZYLI FOTORELACJA Z WARSZTATÓW KULINARNYCH

Ale, ale. Nie samym mięsem człowiek żyje. Dla równowagi sięgnęliśmy również po warzywa, czyli paprykę, bakłażana i pomidorki koktajlowe. Z nimi to już poszło szybciutko. Po prostu nabiliśmy je w całości na szpady. Koniec 🙂

GRUZJA! CZYLI FOTORELACJA Z WARSZTATÓW KULINARNYCH

Pavel Portoyan w akcji przy swoim grillu, który zbudowany został z cegieł szamotowych. Jego prosta forma zapewnia równomierne rozłożenie ciepła w każdym miejscu. Jak widzicie na powyższym zdjęciu, niektóre bakłażany pieką się bezpośrednio w żarze.

A tutaj już finał, czyli pięknie upieczony comber barani w towarzystwie ormiańskiego chleba – lawasz.

GRUZJA! CZYLI FOTORELACJA Z WARSZTATÓW KULINARNYCH

GRUZJA! CZYLI FOTORELACJA Z WARSZTATÓW KULINARNYCH

A teraz przenosimy się z Armenii do Gruzji. Muszę nadmienić, że bardzo smaczna to była podróż. A składała się ona z przystawki, dania głównego i deseru, rzecz jasna 🙂 Przygotowania zaczęliśmy jednak od dania głównego, którym było czkmeruli.

GRUZJA! CZYLI FOTORELACJA Z WARSZTATÓW KULINARNYCH

Tak wiem, niezbyt to proste słowo w wymowie, ale oznacza ono pysznego, mocno czosnkowego kurczaka zapiekanego w mleku i śmietanie. Bardzo proste, aromatyczne i lekkie danie, od którego ciężko się było oderwać.

GRUZJA! CZYLI FOTORELACJA Z WARSZTATÓW KULINARNYCH

Wróćmy jednak do przystawki, czyli do pchali. Ich bazą jest przepyszna sama w sobie pasta z orzechów włoskich, z dodatkiem czerwonej cebuli, czosnku, kolendry, natki pietruszki, octu, soli i pieprzu. Jednak, żeby nabrała ona mocy, trzeba ją dobrze i długo mieszać, najlepiej rękoma, żeby orzechy puściły olej, który wchłonie wszystkie aromaty. Mówię Wam, bomba smaków 🙂

GRUZJA! CZYLI FOTORELACJA Z WARSZTATÓW KULINARNYCH

Ok, bazę już mamy. Teraz kolej na warzywa, z którymi można pastę orzechową wymieszać. Na warsztatach zrobiliśmy pchali ze szpinakiem, czerwoną fasolą i ze smażonym bakłażanem.

GRUZJA! CZYLI FOTORELACJA Z WARSZTATÓW KULINARNYCH

A tak pchali wyglądają w całej okazałości. Zabrakło tylko po jednej pestce z granatu. Ale i bez tego było pyszne. A moje podniebienie zdecydowanie podbiła wersja ze smażonym bakłażanem. Oprócz pchali na talerzu znalazły się upieczone wcześniej na grillu papryka, bakłażan i pomidorki. Bez żadnych dodatków były niezwykle smaczne, bo bardzo soczyste i pełne dymnego aromatu, ale po dodaniu do nich masła i czosnku, to było po prostu niebo w gębie.

GRUZJA! CZYLI FOTORELACJA Z WARSZTATÓW KULINARNYCH

Naszą przygodę z Gruzją zakończyliśmy oczywiście deserem o nazwie gozinaki. W oryginalnej wersji są to po prostu uprażone na patelni orzechy włoskie, wymieszane z gorącym miodem z odrobiną cukru. My zrobiliśmy jednak ulubioną wersję Keti z orzechów laskowych i migdałów. Deser ten je się na zimno w formie batonów, jednak nasz został skonsumowany już w trakcie zastygania 🙂

GRUZJA! CZYLI FOTORELACJA Z WARSZTATÓW KULINARNYCH

Oprócz nowego i pysznego jedzenia, na warsztatach można było również poznać smaki gruzińskich win. Mi jednak nie było to dane tym razem 🙁 Mogę Wam jednak powiedzieć, że zaintrygowały mnie wina białe, nazywane przez Gruzinów “winami bursztynowymi”, w których można wyczuć smak pomarańczy i miodu. Zdecydowanie to będzie pierwsze wino, po które sięgnę gdy skończy się moja przygoda z małym ssakiem 😉 A dla ciekawskich zamieszczam poniżej listę wszystkich win, które można było degustować:

1. Sparkling white dry, 12% – Marani (importer: Marani)
2. „Tbilisi Peak” Pirosmani white, 12%, b. płw. – Maranauli (importer: Partner Center)
3. „Tamada” Tsinandali 2013, 12,5%, b.w. – Chateau Mukhrani (importer: Vininova)
4. Tsinandali 2015, 12%, b.w. – Georgian Wine House (importer: Partner Center)
5. „Tbilisi Peak” Pirosmani red 2016, 12,5%, cz. płw. – Maranauli (importer: Partner Center)
6. Saperavi 2012, 13,5%, cz.w. – Chateau Mukhrani (importer: Vininova)
7. Saperavi bio 2016, 14,5% cz.w. – Marani (importer: Marani)
8. Mukuzani 2015, 12%, cz.w. – Georgian Wine House (importer: Partner Center)
9. Kahetian Royal white 2013, 14%, b.w. – Kindzmarauli Marani (importer: Kindzmarauli Marani)
10. House wine (ceramiczna but.) 11%, cz.płsł. – Georgian Wine House (importer: Partner Center)
11. Kahetian Royal red 2013, 14%, cz.w. – Kindzmarauli Marani (importer: Kindzmarauli Marani)
12. Kisi 2016 (kwewri) 13,5%, b.w. – Vaziani (importer: Waldipol)
13. Krakhuna 2015 (kwewri) 11%, b.w. – Amiran Vepkhvadze (importer: Krakó Slow Wines)
14. Saperavi 2016 – (kwewri) 12,5%, cz.w. – Vaziani (importer: Waldipol)

Nie byłabym sobą gdybym na koniec nie dodała jeszcze kilku słów o chwilach, do których z pewnością będę wracać jeszcze nie raz. Jak wiadomo, nie samym jedzeniem i winem człowiek żyje 😉 Ważna jest jeszcze atmosfera, a ta podczas warsztatów była niezwykle miła, relaksująca, a przede wszystkim zabawna. Fajnie było chłonąć te wszystkie aromaty i opowieści. Super było grillować późnym wieczorem w środku miasta na mrozie. Najlepszą nagrodą dla wytrwałych “przyświecaczy” były co lepsze kąski mięsa odkrawane przez Pavla prosto ze szpad i zajadane prosto z grilla. Kupa śmiechu była również podczas przygotowywania pchali, kiedy to nasze “próbowanie” pasty orzechowej niemal skończyło się na jej wyjedzeniu, zanim trafiła do reszty warzyw. Ale zdecydowanie najlepsze było wyjadanie ciepłych, klejących i ciągnących się orzechów z gozinaków. Tak, deser zdecydowanie nie doczekał się swojej docelowej postaci. A jak to się wszystko skończyło? Jeszcze większą dawką śmiechu, lokalnymi żartami opowiadanymi przez Keti i Pavla, oraz szampanem 🙂

Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz :)

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *