Łężnie ziemniaczane

Łężnie ziemniaczane

W rozjazdach znów byliśmy. I nie wiem jak u Was jest, ale ja mam tak, że nawet jak jestem w domach bliskich memu sercu to i tak po kilku dniach mam ochotę wykąpać się we własnej wannie 🙂 Tym razem również tak było. Usypiałam dzieci, a w myślach już moczyłam swoje cztery litery w cieplutkiej, pachnącej wodzie. Dzieci padły, ja galopem pognałam do łazienki, odkręciłam wodę, nalałam stosownych płynów. Zaczęłam zrzucać odzienie i wchodzę do tej upragnionej kąpieli. Rozpłaszczam swe wysiedziane w aucie ciało, aż tu nagle czuję lodowaty strumień. Piec padł. Nie, nie zawiesił się. On PADŁ! Pod nosem rzuciłam sobie jakimś mało cenzurowanym słowem i przyodziałam się w kilka warstw ubrań, tak profilaktycznie 😉 Dziś jest już drugi dzień bez pieca. Tragicznie jakoś nie jest (oprócz zimnej wody, brr), ale staramy się jak możemy podtrzymywać tę temperaturę, którą już mamy.

Dobrym na to sposobem okazało się gotowanie. I tak właśnie dzisiejsze danie, oprócz tego, że pożywiło, to wcześniej rozgrzało 😉 Trochę się naparowało od gotujących ziemniaków, trochę ręce się rozgrzały od krojenia i lepienia, trochę się lico ogrzało nad gorącą patelnią. Także, jeśli jesteście zmarznięci, to jest to dobry sposób na podwyższenie temperatury w kuchni. A jak Wam ciepło, to i tak polecam się skusić, bo danie to jest smaczne, nie wymaga wielu składników, a do tego jest vege 😉 Wywodzi się z kresów, i w oryginale jest nadziewane kiszoną kapustą. Ja, podążając za przepisem z książki, zrobiłam je z duszonymi pieczarkami i natką pietruszki. Pycha!

Łężnie ziemniaczane

Składniki (na ok. 8 sztuk):

  • 1 kg ziemniaków
  • 3 cebule
  • 2 czubate łyżki mąki ziemniaczanej
  • 400 g pieczarek
  • 3 łyżki oleju rzepakowego
  • 2 łyżki posiekanej natki pietruszki
  • sól i świeżo mielony czarny pieprz do smaku
  • olej do smażenia

Przygotowanie:

Ziemniaki obieramy i gotujemy w osolonej wodzie. Możemy to zrobić dzień wcześniej (np. wieczorem), wtedy ziemniaki na drugi dzień będą odparowane, dzięki temu bardziej zwarte i lepiej będzie później z nich lepić łężnie. Cebule obieramy, drobno siekamy i 2 z nich szklimy na łyżce oleju. Dodajemy do ziemniaków. W tym momencie porzucamy robienie ciasta, na rzecz farszu.

Pieczarki dokładnie myjemy i drobno kroimy. Podsmażamy je razem z pozostałą cebulą na oleju i studzimy. Znów zabieramy się za ciasto. Ziemniaki razem z cebulą mielimy w maszynce, dodajemy mąkę, doprawiamy solą oraz pieprzem, dokładnie mieszamy. Do farszu dodajemy posiekaną natkę pietruszki oraz doprawiamy go solą i pieprzem.

Teraz nie pozostaje nam nic innego jak lepienie łężni. Z ciasta ziemniaczanego (ja biorę ok. 2 czubatych łyżek) musimy uformować gruby placek, na środek wykładamy ok. 2 łyżek farszu i dokładnie zalepiamy ciasto (podpowiedź znajdziecie tutaj). Postępujemy tak do wyczerpania zapasów 😉 Placki smażymy na oleju, na złoty kolor z obu stron. Możemy je podawać z surówką z czerwonej kapusty.

Przepis pochodzi z książki “Kuchnia kresowa”.

4 Comments
  1. Mój mąż będzie zachwycony tym daniem, jego mama takie łężnie robiła lecz bez farszu, pieczarki kładła na placuchy 😉 Pani przepis jest ciekawszy (dobrze, że teściowa tego nie widzi) 🙂
    “Gdy dziecko udaje się na drzemkę, matka odgruzowuje kuchnię i zaczyna gotować!” – to również o mnie 😀 Ja gotuję wieczorami, gdy dziecko idzie już spać, bo jesteśmy w trybie praca-żłobek 🙂 Pozdrawiam!

    1. Dziękuję za miły komentarz 🙂 Tylko co będzie, jak mąż się wygada teściowej ;)? Ja ostatnio też częściej gotuję wieczorami, bo mimo że dzieci “placówkowe”, to większość czasu są chore niestety. A niedługo to się młodszej skończą drzemki, więc trzeba będzie zmienić myśl przewodnią bloga 🙂 Pozdrawiam serdecznie i zapraszam po więcej 🙂

  2. Durszlak dziś pięknie Ciebie zareklamował na Facebooku i przywabił mnie w twe bogate progi :). Nie jadłam nigdy Łężni, ale Twoje wyglądają tak apetycznie, że zaraz idę robić ;D. Podziwiam Cię, że jeszcze dajesz radę coś robić, ja po całym dniu padam podczas czytania bajki na dobranoc swojemu stadku.

    1. Tak, zrobił mi dzisiaj Durszlak miłą niespodziankę 🙂 Cieszę się bardzo i witam, w raczej skromnych mych progach 🙂 Ja łężnie odkryłam dosyć niedawno, ale już są stałym punktem obiadowym. No i czasami mi się naprawdę nie chce wieczorami nic kucharzyć, na przykład dzisiaj 😉 Dzisiaj robię sobie wolne 🙂

Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz :)

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *