Ja dzisiaj o ciążach trochę sobie pogadam, mogę? Mogę 🙂 Pierwszą celebrowałam do granic rozsądku. Zaczęło się jeszcze zanim pojawił się bąbel. Planowania i sprawdzania było co nie miara. Później wcale nie było lepiej 😉 Książki o ciąży i macierzyństwie niebezpiecznie zaczęły zajmować coraz większe obszary naszego mieszkania. Ubrania ciążowe kupowałam jeszcze zanim było cokolwiek widać. Aplikacje ciążowe zajmowały pół pamięci telefonu, a z początkiem każdego nowego tygodnia przekopywałam internety w poszukiwaniu informacji co nowego urosło mojemu maluchowi 🙂 Zdrowe odżywianie było priorytetem, o kawie, coli czy czipsach nie śmiałam nawet pomyśleć. Do lekarza latałam jak na skrzydłach i z niecierpliwością 3-latka czekałam na kolejne badania. Odpoczywałam i polegiwałam wg zaleceń lekarza ile wlezie. Teraz z perspektywy czasu śmiem twierdzić, że zapadłam na wcześniejsze odpieluszkowe zapalenie mózgu 😉
Gdy już głowa doszła do siebie, a my złapaliśmy nieco oddechu stwierdziliśmy, że pora pomyśleć o kolejnym potomku. Jednak druga ciąża wzięła nas z zaskoczenia trochę wcześniej niż to planowaliśmy 😉 Siedziałam wtedy jeszcze w domu z małym Gnomem, i nie było czasu na pierdoły, ani tym bardziej na celebrowanie. Z bólem serca przedłużałam rozstanie z kawą, jadłam na co miałam ochotę, a nie to co koniecznie trzeba było jeść. Nie powiem, zdarzyło mi się czasem odpocząć czy przysnąć, najczęściej podczas Gnomowych drzemek. Fajnie było, tylko cholera obiad w tym czasie nie chciał się sam zrobić. W telefonie miałam tym razem tylko jedną aplikację, kombinować za to musiałam z terminami wizyt u lekarza, a na badania często chodziłam z Gnomem. Bardziej ekscytującym momentem było USG, na którym Gnom siedział jak zaczarowany i pierwszy raz oglądał na monitorze swoją siostrę. A później to już tylko czekałam kiedy Zgred się ode mnie odseparuje 😉
A teraz? Teraz to jedynie planowaliśmy trzeciego potomka 😉 W domu nie mam ani jednej ciążowej książki, na telefonie nie mam ani jednej aplikacji. Ciuchy wyciągałam z czeluści szafy, dopiero w momencie kiedy nie mogłam już dopiąć normalnych spodni. Do tej pory zdarza mi się popijać nieco kawy, i muszę sobie ustawiać przypomnienia, żeby nie zapomnieć pójść do lekarza. Aktualnie o ciąży przypominam sobie wieczorem, kiedy bąbel zaczyna dawać o sobie znać. No i z lekką ciekawością czekamy na najbliższe USG, które nam powie, czy tym razem będzie to chłopak 🙂 O pozostałych około ciążowych celebracjach jakoś specjalnie nie pamiętam.
Póki co moje przygotowania do nowej sytuacji skupiają się na tym, żeby w dość krótkim czasie przygotować sobie smaczną strawę. Dlatego poszedł w ruch makaron i sos, który spokojnie przygotuje się w czasie oczekiwania na zagotowanie wody 🙂 Na patelni wylądował wędzony boczek, cebula, czosnek i pomidory. A całości dopełnił kremowy serek mascarpone. Bardzo prosto, prawda :)?
Składniki (na ok. 4 porcje):
- 300 g surowego boczku w grubych plastrach (lub 300 g wędzonego boczku w cienkich plasterkach)
- 1 duża cebula
- 4 ząbki czosnku
- 2 puszki pomidorów
- suszona bazylia
- suszone oregano
- sól i świeżo mielony pieprz do smaku
- ok. 100 g serka mascarpone
- 500 g świeżego makaronu
- parmigiano-reggiano do posypania
Przygotowanie:
Na wstępie kilka słów odnośnie boczku. Do tej pory, gdy robiłam tego typu makaron bazowałam na boczku wędzonym. Nieco szybciej się go podsmaża i dostajemy dodatkowo charakterystyczny aromat wędzonki. Jednak tym razem użyłam surowego boczku w grubych plastrach, który nie jest niczym przyprawiony. Po zrumienieniu jest on nieco twardszy od swojego wędzonego kumpla, ale moim zdaniem też świetnie pasuje do tego sosu 🙂
A teraz zabieramy się za robotę 😉 Zaczynamy od wlania wody do dużego garnka i wstawienia go na gaz. W czasie, gdy woda będzie się grzała, my zdążymy przygotować sos.
Boczek kroimy na mniejsze kawałki. Jeśli używamy surowego, zwróćmy uwagę na to, czy nie ma skóry. Jeśli jest, trzeba ją odkroić. Wrzucamy boczek na patelnię na średni ogień i podsmażamy go, pilnując żeby się nie przypalił. Cebulę i czosnek obieramy i kroimy w kostkę. Gdy boczek się już zrumieni i wytopi się z niego za dużo tłuszczu, można go odlać, a następnie dorzucić cebulę. Szklimy ją chwilę, po czym wrzucamy czosnek. Podsmażamy go do momentu, aż zacznie unosić się jego zapach i wtedy wlewamy na patelnię pomidory z puszki. Wszystko dokładnie mieszamy. Teraz przyszła kolej na doprawienie sosu. Jeśli używamy wędzonego boczku, radzę uważać z solą 😉 Poza nią, dorzucamy jeszcze świeżo mielony pieprz, bazylię i oregano do smaku. Podsmażamy chwilę, a następnie dodajemy serek mascarpone i znów wszystko dokładnie mieszamy.
Gdy woda w garnku się już zagotuje, wrzucamy makaron i gotujemy go wg instrukcji, lub do momentu, aż stopień jego twardości będzie Wam odpowiadał.
Teraz ścieramy trochę sera. Gdy makaron się ugotuje, odcedzamy go i wykładamy na talerze. Na wierzchu polewamy sosem i posypujemy startym serem. To tyle roboty. Prawda, że szybko :)?
Macie ochotę na jeszcze więcej makaronu :)? Jeśli tak, to poleca się salsa di noci, makaron w sosie śmietanowo-serowym, cytrynowe pulpeciki w sosie pomidorowym.