Dzisiejsze gotowanie odbywało się w zupełnym chaosie. I bynajmniej nie był to “chaos kontrolowany”. Gnom za ścianą (mam nadzieję) słodko drzemał, ja w powolnym, relaksującym tempie zabierałam się za marynowanie mięsa, aż tu nagle sobie przypomniałam, że zupy dla dziecka nie mam. A dziecko moje bardziej z tych “zupożernych” niż “drugożernych”, więc nie było wyjścia…